Ale generalnie to nie narzekam. Lato jest moją ulubioną porą roku, bez względu na komary czy pot ściekający pod samego początku aż do końca pleców i dalej. Lato jest najlepsze, pachnie słońcem i ciepłą ziemią, trawą i dusznością leśnych dróżek pełnych zielska, smakiem brzoskwiń i pomidorów, a gwiazdy są zazwyczaj jak wielkie jak grochy (grochy, jak ustaliłyśmy ostatnio oglądając Magdę M. to wybitna oznaka bycia singlem).
Choć tak jak na obrazku jest właściwie prawie co roku, gdy ogłaszają w telewizorze „jutro Noc Perseidów”, to co tam. Nie szkodzi, że nie widać spadających gwiazd. One tam gdzieś są i na pewno losowo wybrana chwila na pomyślenie życzenia to będzie właśnie ta chwila, w której spadnie gwiazda.