Nasz dziekanat to miejsce magiczne. Tam czas jest pojęciem bardziej abstrakcyjnym, niż sztuka. Nie ma znaczenia, kiedy coś zostało wprowadzone w życie, czy kiedy powinno było działać – ważne, że jest podpis, data i pieczątka. Nie zrozumcie mnie źle. To miejsce dla studenta sztuk nie raz było ostatnią deską ratunku, gdy zabrakło wpisu z zeszłego semestru, z przedmiotu, który nigdy nie istniał, a którego profesor wyjechał wczoraj na Malediwy i został tam milczącym mnichem. Pani D. jest aniołem zza biurka.
Ale dziekanat oznacza też ubezwłasnowolnienie w kwestii decyzji o terminie obrony. Zatem ktokolwiek chciałby się na niej pojawić, zapraszam!
Nie mam pojęcia na kiedy.