Zawsze jeździłam dużo, do dziś w tej materii niewiele się zmienia. Od czasu do czasu miewam przygody, niemal epickie w swej rozpiętości. Potrafię jechać do Szczecinka przez Berlin, nie umieć złapać stopa w Mrągowie i przemieszczać się busami przez pół Europy, żeby posiedzieć nad zimnym morzem kilka dni, w mieście o bardzo wątpliwej wartości rozrywkowo-turystycznej.
Można by nawet powiedzieć, że to bardzo ważna część mojego życia, jednak co jakiś czas dopada mnie marzenie o pozostaniu przez tydzień w jednym miejscu.
Na szczęście to szybko przechodzi.
Skądś to znam Rożu:)
Teraz już mniej troszku w ciągu roku. Jednakże w wakacje…. Z jednej strony rwę się do podróży, z drugiej chciałabym zaszyć w domku na dłużej:D przechodzi po dwóch dniach siedzenia w domu:P
Kiedyś nie jeździłam zbyt często. Z okazji nowej pracy – to się zmienia. W jednym tygodniu jadę do Warszawy, Katowic, Bielska czy innego Gdańska. Czasem nawet na koniec świata, gdzie cywilizację ostatnio widziano 40 lat temu. Z tego miejsca pozdrawiam pewną firmę przewoźniczą która dzięki moim wyjazdom służbowym zarobi miliony. Też czasem chce na chwilę po prostu sobie popidżamować, pospać, poleżeć,mieć przysłowiowy święty spokój. Nie, w tej branży się nie da 😀