Pamiętacie szkicownik, który pojawił się na blogu jakiś czas temu? Były to jego pierwsze dni istnienia w moim świecie. Póki co, były to jego najlepsze dni. Miał służyć jako motywator, notatnik i skarbiec na małe artystyczne klejnoty, trochę śmietnik a trochę Biblia.
To nie Nowy Rok nastroił mnie na postanawianie sobie czegoś. Mam taką przewlekłą chorobę, że ciągle bym nad sobą pracowała. Ta chęć co jakiś czas daje mi powód do dumy, a częściej pozostaje w sferze „gdybym codziennie…”.
Przez ostatnie kilka miesięcy dochodziłam do poniższego wniosku co tydzień: aby postanowienie się udało, musi być jeszcze oprócz silnej woli jakiś dodatkowy czynnik. Nie wiem, co to. Może wytrwałość kiedy lenistwo atakuje, może zysk z efektu, a może drobna pomoc otoczenia. Może porządek w głowie. Może bieganie i zimne prysznice.
Morał z bajki: samo się nie narysuje… Tylko co mi pomoże?
Czy ja dobrze widzę napis widniejący na obrazku – Zaskakują… 🙂
Piękny obrazek! Bardzo lubię tę kreskę! 🙂