+48 601 092 123 kontakt@kasiarozek.pl

józefina

Ostatnią moją lekturą w pociągach i innych środkach transportu jest „Kufer Kasyldy”, wybór z pamiętników panien XIII i XIX-wiecznych. Wbrew pozorom czyta się te opowiastki jak dobry triller. Zgrozą napawa mnie na przykład ilość fatałaszków, muślinów, trzewiczków i wstążeczek. Dość przerażające jest też to, że całe życie dziewczyn zdaje się być skoncentrowane wokół zamążpójścia. Ten punkt zwrotny akcji jest racjonalny, polityczny i niesamowicie (uwaga, długie trudne słowo!) skonwencjonalizowany.  Póki co jedynym chyba wyjątkiem była Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, w liceum przeze mnie znienawidzona za swoją szkółkę idealnych Układnych-Żon-W-Tle. A dzięki pamiętnikom zaczęłam w niej upatrywać jasnej na firmamencie gwiazdki, zwiastującej kobiecą niezależność i podążanie za swoim wyborem.

Ten mój feministyczny ton niech nie urazi konserwatystów. Dziewczyny były normalne, wzdychały trochę i umiały tupnąć nóżką, a kiedy trzeba, to broniły ojczyzny albo wyruszały w podróż niewygodnymi dyliżansami i spały na podłodze, przykrywając się tylko kocem. Jedyne, co mnie zastanawia, to ich stopień zażyłości i uzależnienia od matki. Dzień ślubu (albo jak one pisały: szlubu) był w każdym przypadku opłakiwany z powodu rozstania ostatecznego z „Mateczką najdroższą” i siostrami, właściwie z żadnego innego powodu. Na osłodę w końcu dostawały w wyprawie dwanaście pierzyn, pięćdziesiąt aksamitnych poduch, osiem kilo suto marszczonych koronek i tak dalej.

To jak, ile w nas jest teraz z XIX-wiecznej pannicy?